Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego, jak dietą wpłynąć na naukę dziecka.

22 sierpnia 2018

Wraz z rozpoczęciem roku szkolnego, nasze pociechy wrócą do szkoły, a przed nami jedno z największych wyzwań – zadbanie o to, by wszędzie były na czas, jadły zdrowo i ciepło się ubierały. Jesień tuż tuż, a przed uczniami pierwsze klasówki. Dlatego też dzisiaj my przygotowaliśmy kilka porad dotyczących tego, jak pomóc ich zdrowiu i dzięki diecie sprawić, że nauka będzie dla nich łatwiejsza.

Zacznijmy od rzeczy może oczywistych, ale takich, do których trzeba przykładać największą uwagę.

Regularność

Nie bez przyczyny ktoś wymyślił, że spożywanie pięciu posiłków to punkt wyjścia. Zanim zajmiemy się tematami takimi, jak makroskładniki, warto, by zadbać o to, by nasze dzieci jadły posiłki regularnie. Głód niezależnie od wieku potęguje uczucie zmęczenia, wywołuje irytację i sprawia, że mamy gorszy nastrój. Dlatego też nawet jeżeli uczeń musi spędzić osiem godzin w szkole, ważne jest to by się nim zaopiekować i sprawić, że w ciągu dnia nie tylko zje drugie śniadanie, ale też po południu zje obiad. Istotę tego problemu widać w praktyce, jeżeli dzień zaczynamy o siódmej rano śniadaniem, a drugie śniadanie skonsumujemy o 11, to fundowanie sobie przerwy od tego czasu do 17-18 godziny nie tylko nie jest najlepszym pomysłem, co jest po prostu niezdrowe. A to w tym czasie dzieci wracają ze szkoły i mierzą się nieraz z deszczem, dużymi zmianami temperatury i zarazkami. Najłatwiej rozwiązać to jedzeniem własnego, przyniesionego z domu obiadu w szkole lub dawaniem dziecku większej ilości jedzenia, niż tylko drugie śniadanie.

Dlaczego obiady szkolne to nie najlepszy pomysł?

Niestety coraz częściej jest tak, że posiłki nie są przygotowywane w szkole i nie są to zdrowe dania, tylko jest to półśrodek dostarczany przez firmy cateringowe w cenie 5-7 złotych od osoby. A znając realia, łatwo się domyślić, że połączenie ceny ze zdrowym i pełnowartościowym jedzeniem, nie może się udać. Dlatego, jeżeli chcesz by Twoje dzieci jadły w stołówce szkolnej, dobrze jest najpierw sprawdzić, co tam jest podawane.

Różnorodność

Sama byłam dzieckiem i wiem, jak to jest, gdy mama na siłę wciska dziecku owoce. Po prostu nie chcę się tego jeść. Jednak dzisiaj wiem już, jak wiele zmienia jedzenie czegoś więcej niż mięso, słodycze i słone przekąski. W idealnym świecie dziecko zjadło by pomarańczę na przerwie w szkole. Jednak realia są takie, że obieranie i lejący się po rękach sok to nie idealny sposób na spędzanie chwili wolnego czasu dla naszego dziecka. Dlatego zamiast tego lepiej jest, by w kanapkach do szkoły miało warzywa, poza serem i wędliną. A do tego na obiad zjadło spaghetti niż ryż z piersią z kurczaka lub co gorsza paluszkami rybnymi z paczki.

Potrzeby młodego organizmu są takie same jak dorosłego. Młody człowiek potrzebuje pełnego profilu aminokwasów, witamin i makroskładników – białka, węglowodanów prostych, jak i złożonych oraz tłuszczy. Z dwojga złego, gdy chłopiec nie jest fanem warzyw lepiej wprowadzić zasadę, że zawsze musi zjeść kawałek warzywa, które mu najbardziej smakuje, niż próbować kombinować samemu. Dzieci potrzebują zasad, to budzi w nich poczucie bezpieczeństwa i uwierzcie mi łatwiej im sobie poradzić z warzywami, gdy wiedzą, że będą musieli zjeść ten kawałek ogórka, niż jak się je codziennie zaskakuje przeróżnymi “zdrowymi” dodatkami.

Jakie warzywa najlepiej wybierać?

Oczywiście, że brukselka to świetny wybór, ale znajdźmy dziecko, które bez mrugnięcia, z uśmiechem na twarzy będzie jeść szparagi, brukselkę, czy buraki. Może być problem. Dlatego lepiej do kanapki dodać rzodkiewki, pomidora lub papryki, czy sałaty. Na obiad zaserwować zupę lub pozwolić na to, by dziecko do obiadu koniecznie zjadło kawałek wybranego przez siebie warzywa np. ogórka, sałaty, czy papryki.

Jak jest z owocami?

Tutaj bardzo różnie bywa. W zasadzie każde dziecko, to inne podejście do owoców i tak, jak niektóre dzieci jedzą po prostu wszystkie owoce, aż im się uszy trzęsą, tak inne po prostu ich nie lubią. Dlatego polecam nie robić nic na siłę. Najgorzej jest, gdy dziecko czuję presję, więc zamiast tego warto dawać dobry przykład – jeść samemu. A nasza pociecha sama zainteresuje się tym, co jemy i może będzie chciała spróbować. Nie mówmy, że coś jest pyszne, bo dziecku może nie smakować. Po prostu dajmy mu sprawdzać.

A co, gdy mamy małego niejadka – Jak wyjść z takiej sytuacji?

Najlepiej wprowadzić zasadę, że jeżeli dziecko nie zje do końca obiadu, to do kolacji nie ma mowy o jedzeniu czegokolwiek poza piciem wody. To może wydać się trochę brutalne. Jednak, tak jak wspomniałam powyżej zasady są niezbędne do dobrego funkcjonowania. A dzieci tak, jak muszą wiedzieć, co to znaczy dobra zabawa, tak też przyda im się świadomość tego, czym jest głód. Po kilku dniach, gdy muszą wyczekać do 19:30 na kolację, zauważą, że dobrze zjedzony obiad zupełnie zmienia ich popołudnie na lepsze.

Zamiast suplementować, pilnujmy tego, co je nasze dziecko.

Obecnie promuje się model, gdzie rodzice pamiętają o odpowiedniej dawce Witaminy K w diecie dziecka, w ciągu dnia i o tym, by kwasy Omega-3 były w odpowiedniej ilości. Nie ma nic złego w dążeniu do ideału. Mimo to, pamiętajmy o tym, że dobre nawyki żywieniowe zaczynają się u podstaw i jak sama nazwa wskazuje nawyki mają być dobre, nie idealne. Dlatego lepiej zrobić dziecku do szkoły kanapki, niż dawać X złotych na wydanie w sklepiku szkolnym. Gdy naje się w domu, nie będzie miało też potrzeby, by jeść chipsy po obiedzie i nigdy, przenigdy nie dawajmy dziecku suplementów diety, jeżeli nie zleci tego lekarz.

Dlaczego?

Dlatego, że dziecko musi wiedzieć, że tabletki połyka się tylko wtedy, gdy jest się chorym. Leki to nie jest nieodłączny element każdego dnia. Poza tym jedzenie na drugie śniadanie pełnej cukru drożdżówki torpeduje cały schemat dostarczania odpowiednich składników w diecie. A jedzenie chipsów z głodu, a nie dla przyjemności, to coś, co sprawi, że nasze dziecko może i zaspokoi głód, ale jego organizm będzie zmagał się z niedoborami witamin i minerałów. A tego przecież nie chcemy,

Podsumowując

Sama jestem mamą i choć chcę dla moich dzieci, jak najlepiej, to wiem, że pogodzenie wszystkich obowiązków z serwowaniem codziennie wyliczonych posiłków oraz dwudaniowego obiadu, to jazda bez trzymanki. Dlatego zamiast tego stawiam na regularność spożywania posiłków, dbam o detale takie, jak warzywa w kanapkach do szkoły, czy obiad jedzony w domu lub ze zdrowego cateringu. A jeżeli obiad nie smakował, to nie ma mowy o słodyczach, czy podjadaniu do kolacji. Nie jest to łatwa droga, ale bardzo skuteczna. Zamiast wyliczać, ile moje dziecko je witaminy K, zaczęłam właśnie od budowania tej regularności. Wierzcie mi lub nie, ale serwując warzywa tam, gdzie to możliwe i pozwalając, by dziecko miało też samo wpływ na to, co zdrowego dziś je, bez wyliczania ilości witaminy C w diecie, udało mi się sprawić, że dzieci same wiedzą, jak dobrze zjeść. A ich organizm jest mniej podatny na przeziębienie i dobrze radzi sobie z codziennym funkcjonowaniem.